wtorek, 4 lutego 2014

"Czym jest nazwa? To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało."

Nie będzie matki wiedźmy, bo matka wiedźma nie istnieje.


Przez chwilę chciałam się schować, ale to jakby ukrywanie się i wchodzenie pod inne ciało.
Nie będę wyskakiwać z lodówki, ale jestem Matką Kubiczkową i nie mam się czego wstydzić. Nie będzie zdjęć moich dzieci! Postanowione.

jestem w kubiczkowo.blogspot.com



*William Shakespeare 

czwartek, 23 stycznia 2014

Niezałatwione sprawy.

Dwa dni temu kupiliśmy trzy bilety lotnicze.


Wracam do Polski z dzieckami, pozałatwiać niezałatwione sprawy. Znowu więc rozłąka. Z każdym kolejnym rozstaniem (chyba) jest łatwiej. A tak mnie żegna norweski fiord, jadę wszakże za kilka dni:



Siostrzane ramiona i rozmowy po blady świt. Stęskniłam się. Pocieszająca perspektywa <3


środa, 22 stycznia 2014

Radzio z lodówki.

Chcę sobie pisać, ale nie chcę wyskakiwać z niczyjej lodówki. Nie chcę żeby wszyscy wiedzieli, co się u mnie dzieje. Nie chcę żeby "przyjaciele", czytając mnie byli zwolnieni z zapytania: jak się masz?


Jestem zła na siebie, że w Internecie wyskakują moje dziecka. Jestem zła i rozgoryczona, że nigdy nie myślę. Oczywiście nic strasznego nie pisałam. Oczywiście. Wszystko oczywiście. Jezu kochany, ale nie chcę wyskakiwać, jak Radzio z lodówki. Nie chcę też, jak Nataszka sprzedawać się na siłę. 

Jestem sobie tu, taka mała ja. Chwilę temu byłam odważna, ale teraz chcę schować się do mysiej dziury i siedzieć tam cichutko. Nie pokazywać się nikomu, komu sama nie chcę. Chcę sobie pisać moje myśli. Nie chcę już tu żadnych zdjęć dziecków moich. Nie chcę tu żadnego gotowania. I smaków nie chcę tu. Niczego tu nie chcę. Jeszcze nad tym pomyślę. Ale nie teraz.

Jestem sobie tu, taka mała ja, a ten wielki świat mnie przeraża. A dzisiaj miałam sen. Śniła się mi moja, a raczej mój pierwszy miłość. Jedliśmy śniadanie i chciał mnie za to "wszystko" przeprosić. Za to, że jako młody chłopiec, tak okrutnie mnie potraktował. Raczej prosił mnie wiedźmę, w tym moim śnie, żebym urok z niego ściągnęła, bo życia nie może sobie ułożyć. 
Taki to był sen. Tylko sen. 

Chcę tutaj sobie przychodzić popisać. Tak, troszkę o mnie, ale beze mnie. Niech nikt nie ma mi za złe. Chcecie być ze mną? Bądźcie! Cieszę się, nie ukrywam, że jest inaczej. Chcę wiedzieć po prostu, kto wchodzi do mojego życia. Niech wchodzi zapraszam, do moich myśli, głowy. Już dawno przestałam opisywać sytuacje, kroczek, po kroczku, co się u nas działo. Znudziło mnie to, a dziecka moje i tak wszystkiego nigdy by nie przeczytały. Niby zamysł był taki, że na pamiątkę dla dziecków... a prawda była taka, że to o mnie bardziej. Bo ja chcę żeby to było bardziej o mnie niż o naszym życiu.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pokochać zimę.

Może zawsze, gdy przychodziła, była dla mnie piękna... 



Jednak zawsze mówiłam, że nie lubię jej. Może dlatego, że nie mieliśmy nart i nigdy bym nie pomyślała, że kiedyś będzie mnie na nie stać. Znaczy i na narty i na wyprawy na narty z naszymi dzieckami. Wolałam, więc nie lubić zimy, mimo jej piękna, niż żałować, że nie mogę szaleć w śniegu z innymi. Cichutko zazdrościłam Maryni wypadów snowboardowych. Niby po dworze też można szaleć, gdy śnieg spadnie, ale zawsze było ważniejsze sprzątanie, gotowanie i dziecka moje ciągle chore.

Wczoraj polubiłam zimę. Nawet uśmiechnęłam się promiennie do Miśka, że kiedyś będzie nas stać na narty! 
Szaleliśmy w piątkę po śniegu. W piątkę? Lulki koleżanka była z nami. Miała ze sobą narty. Ciągnęłam ją po drodze niczym ekspresowy osiołek pociągowy. Robiliśmy orły na śniegu, rzucaliśmy w siebie śniegiem niczym płatkami konfetti, na kolanach udawaliśmy "wścieknięte" psy. Było cudownie i wspaniale. 

Temperatura o godzinie 17:00 była w granicach -16 st! Dziecka ze śpikami pod nosem, rumieńcami jak malowane, rozpiszczane i głośne. Byliśmy szczęśliwi i zadowoleni. Czas stanął w miejscu, świat wirował, a nasze radosne śmiechy otulały moje serce niczym magiczna chmurka z puchowego śniegu.

Ten czas, którego potrzebuję jest ze mną, z nami i pozwala mi układać pomalutku nasze Małe Dzieckowo. Gdyby nie złe licho krzyczałabym po cichu, że jesteśmy pomalutku szczęśliwi! 

P.S.
Wiadomości od Maryni spowodowały, że dochodzi do mnie fala radości jaką blokowałam w sobie. Marynia teraz razem cieszyć się będziemy



niedziela, 5 stycznia 2014

Ćwiartka Kurczaczka.

Właśnie 5. stycznia 1989 roku, 


dostałam taki prezencik od bociana, losu, Rodziców, żebym już nigdy nie była sama. I to chyba, tak jest od zawsze, że to Marynia była bardziej dla mnie, niż ja dla niej.
Bardzo kocham mojego Małego Kurczaka i o tej miłości nie muszę zapewniać. Ona jest i to wystarczy.

Zupełnie nie wiem, jak mogło, tak szybko minąć te dwadzieścia pięć lat?!
Dzisiaj powinny być fajerwerki, tort, szampan...
Wszystko to mam, ale w sercu moim.